Hormony Szczęścia w Hiszpanii – drugi trymestr

USG 20 tydzień ciąży

Środek, środeczek ciąży. Co się działo w tym okresie przejściowym jakim jest drugi trymestr? Jak to wyglądało u mnie w Hiszpanii i czy mój blog zamieni się w parentingowy? Nie mogę tego wykluczyć, ale zrozumcie mnie – w końcu to moja Hiszpańska Rutyna!

Hormony, przerażacze i ciuchy – 4 miesiąc

Mdłości powoli ustępowały. Zastąpiły je fale pewności siebie i dzielenia się dobrą radą (w internecie) oraz płaczu przy tępych komediach, reklamach z dziećmi i całych seriach seriali na Netfixie.
Ciąg oglądania, a właściwie nadrabiania wszystkich seriali na tej platformie, towarzyszyły mi zresztą przez całą ciążę. Potrafiłam rano włączyć jakiś serial i robić przy nim wszystko co musiałam w domu: prać, myć podłogi i naczynia, pisać artykuły, grać w gry, czy uczyć się hiszpańskiego. Podzielność uwagi? Powiedzmy. Dobry serial to taki, który starczał na kilka dobrych dni, bo niektóre były tak krótkie, że starczały tylko na jeden.

Odłożyłam na później zamartwianie się porodem. Zaczęłam zamartwiać się, że nie będę wiedziała jak ogarnąć to dziecko. Tak. Szczerze do dziś się dziwie, że to ogarniam. Moje doświadczenie z dziećmi jest równie skąpe jak moja teczka medyczna (wspomniałam o tym w poprzedniej części). Wcześniejsze kontakty z niemowlakami mogę zliczyć na 1 ręce:

  1. Na kasetach VHS zachował się dowód, że widziałam co rodzice robili z moim 4 lata młodszym bratem. Niestety ja tego nie pamiętam.
  2. Jak miałam z 10 lat byłam na chrzcinach kuzyna. Nie pamiętam, żeby ktoś mi dał go chociażby potrzymać, albo zmienił przy mnie pampersa.
  3. Na studiach odwiedziliśmy rodzinę ze strony partnera, gdzie niedawno urodził się nowy członek. Pierwszy raz pamiętam, że trzymałam dziecko w rękach. Z tym, że chłopak się już sztywno trzymał i siedział. Mógł mieć już z pół roku (jak nie lepiej).
  4. Po studiach były kolejne chrzciny dalszego krewnego (pociotka). Niemowlę oglądałam z daleka, bo bałam się zrobić mu krzywdę.
  5. Rok temu na spotkaniu Polek w Madrycie dostałam do potrzymania dziecko. Też już sztywne, głowę trzymało, a nawet udawało już, że chodzi. Pozdrawiam Dziewczyny – pewnie nawet nie wiedziały, że to moje drugie dziecko w rękach. Uprzedziłabym jego mamę, ale dała mi dziecko i o ile dobrze pamiętam poleciała od razu za nieco starszym. A ja była w lekkim szoku co się dzieje. Nie było wyjścia, trzeba było potrzymać / przypilnować.

Okres najczęstszych samoistnych poronień, według Wujka Google, miałam już za sobą, więc to mnie już nieco uspokoiło. Przede mną był rosnący brzuch (dosłownie przede mną!) i czas wyposażenia się w ciążowe ciuchy. Po długich poszukiwaniach kupiłam sobie kilka rozciągliwych koszulek, 2 biustonosze do laktacji i 2 wygodne sukienki dla kobiet w ciąży w H&M. Problemem było dostać spodnie z gumką, w których czułabym się wygodnie. Z pomocą przyszedł hiszpański sklep KIABI, gdzie kupiłam sobie i jeansy i dresy z naciągaczem na brzuch. Miałam w rękach ciuchy, które będą mi towarzyszyć przez najbliższe 2 sezony modowe. Wtedy jeszcze nie wiedziałam jak bardzo mi zbrzydną te komplety pod koniec ciąży.

Czwarty miesiąc zwieńczony był badaniem USG w 16 tygodniu, w ramach którego dowiedzieliśmy się, ze prawdopodobnie będzie dziewczynka, a moje przekonanie o przyszłym Edgarze w rodzinie legły w gruzach.
USG w 16 tygodniu nie jest chyba standardem w publicznej służbie zdrowia, ale ja jak już wspomniałam wszystko miałam prywatnie.

Hormony i ćwiczenia – 5 miesiąc

Brzuch zaczął być widoczny, ale nadal nie na tyle by wyłudzać miejsce siedzące w komunikacji miejskiej. Zakupione ciuchy, wydawałoby się, że już na dobre zastąpiły moje standardowe. Jedyną wariacją był dobór koszuli wierzchniej lub kurtki. Liczyłam na to, że uda mi się nie wydawać pieniędzy na zimową kurtkę ciążową. Udało się – w ostatnie chłodne i deszczowe dni byłam w stanie zapiąć się w mojej taniej przeciwdeszczowej kurtce z decathlonu. 😉

Hormony wpływały nie tylko na mój nastrój (głównie szczęśliwo-płaczliwy, nikomu nie groziłam!), ale pojawiło się krwawienie dziąseł i czasem krew szła mi z nosa. Nadal z wyboru: zadbać o siebie, a kanapa – wygrywała kanapa. Czułam, że organizm pragnie odpocząć, ale jednocześnie miałam świetny humor. Do czasu, aż zdarzyło mi się przeciążyć lepiąc pierogi na święta albo pokonując najłatwiejsze szlaki turystyczne w Cercedilla’i (miejscowość pod Madrytem, o której pisze mój narzeczony na swoim blogu).

USG 20 tydzień ciąży

Przyszedł 20 tydzień, USG i wizyta u ginekolog, która poruszyła temat, że powinnam normalnie funkcjonować na co dzień. Przyszły tatuś wziął sobie te słowa do serca i wyznał, że wole leżeć z książką niż poćwiczyć. Dostałam więc zalecenie, żeby zapisać się na pilates dla ciężarnych, albo na basen. Oczywiście, że… się nie zapisałam. Chociaż szkoda, że przez zimę większość basenów w Madrycie jest nieczynna. Może na taką aktywność (pływania plackiem na plecach) bym się skusiła. Także moje aktywności fizyczne kończyły się na spacerach do, po i ze sklepów oraz na rozciąganiu się na piłce do pilatesu w domu, kiedy czułam, że mi to pomoże, albo sobie o tym przypomniałam.

A badanie – wszystko w normie. I do tego już na papierze dostaliśmy, że będzie dziewczynka. Miesiąc wystarczył, żebym się do tego przyzwyczaiła. Przyszły tatuś zaczął za to wariować, bo z dziewczynami jest trudniej. Trzeba pilnować. Chłopak pójdzie, wybije sobie zęby – no trudno, ale dziewczyna? Jak to upilnować? Chłopaka weźmiesz na ryby czy kemping, ale jak nawiązać silną więź ojciec-córka……..
Tłumaczenie, że z córą na kemping i ryby też może pojechać chyba go nie przekonały ni uspokoiły.

Aaa… no i poczułam jakby ktoś w brzuchu przez dłuższą chwilę puszczał bąbelki przez słomkę w napoju. Czy to Naomi?

Początki hipopotama i wyprawka – 6 miesiąc

Brzuch z każdym tygodniem większy. Środek ciężkości zaczął wariować, kręgosłup się zginać, a ja zaczęłam się czuć tak jakby mój organizm zaczął kumulować całą wilgoć kosmosu. Jednocześnie się jej pozbywając.
Pojawiły się zadyszki na schodach. Mój normalny kaczy chód dobrał sobie hipopotama do kompletu. A zamiast mdłości i wymiotów, o których zdążyłam już zapomnieć, pojawiła się zgaga. Szczególnie w nocy.

Z jednej strony miałam świetny humor i wydawało mi się, że wszystko ogarniam. Z drugiej miałam świadomość, że mam gąbkę zamiast mózgu i to wszystko mi się tylko wydaje. Ku uciesze tatuśka, mój niezawodny do tej pory wewnętrzny GPS zaczął totalnie szwankować na mieście. Ku braku jego uciechy, musiał zacząć zmywać naczynia, bo mi najpierw ciężko było zginać się nad zlewem, a potem to już brzuch mi w tym totalnie przeszkadzał.

Dobre w tym wszystkim było to, że brzuch był już na tyle widoczny, że kobiety 35+ i część mężczyzn, tak w wieku 35 – 45 lat, zwalniali mi miejsce w środkach transportu publicznego. Z tego wynika, że ciężarnej w Hiszpanii zwalniają miejsce tylko kobiety, które już wiedzą o co w tym wszystkim chodzi oraz mężczyźni, których kobiety i żony prawdopodobnie mają już ten czas za sobą (i oni w związku z tym też, ale świadomość jeszcze została!).

Teraz już ostatnia prosta… Dlatego przygotowałam trzy rozbudowane tabelki z rozpiską wyprawki – co? gdzie? jak? i kiedy?
Ten i kolejny miesiąc były pełne internetowego researchu produktów, zamówień online, przeglądu Wallapop (internetowy market rzeczy z drugiej ręki) oraz wizyt w Primarku na dziale „Bebe”. Wszystko po to, aby nie mieć niczego za dużo, ale też żeby niczego nie zabrakło.
Swoją drogą przepełniała mnie przy tym euforia, że wszystko będę miała nowe i sama to sobie wybiorę. Gdybym w ciąże zaszła w Polsce, na pewno już miałabym ściany uginające się od kartonów. Pełnych tych rzeczy, które wcześniej gromadzone i przechowywane na strychach, aby w dobrej wierze oddać kolejnej osobie, która na pewno się bez nich nie obędzie.
Wciskaniu ciuchów po swoich szkrabach, bo w dobrym stanie, bo nie zdążył nawet raz założyć, bo Ci się przyda, bo nie mam nikogo innego, żeby mu oddać, bo przecież nie wyrzucę, itp. mówię stanowcze NIE!!!
Btw. Tabelki zawierały również przedmioty wymagane w szpitalu i niezbędne podczas połogu, a to oznaczało, że niedługo znów zacznę świrować z przerażenia przed porodem…

[ciąg dalszy nastąpi… / continuará…]


Zajrzyj też do pierwszego i kolejnego wpisu o mojej ciążowej historii:
Mój hiszpański stan błogosławiony – pierwszy trymestr
Szczęśliwe rozwiązanie – trzeci trymestr i poród
Opieka okołoporodowa w Hiszpanii, czyli epilog mojej ciąży

Może zainteresuje Cie też

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *